piątek, 22 września 2017

Żółtlica i inne...

Zółtlica
Szukając informacji o ziołach pomocnych w uzyskaniu lepszej odporności organizmu (dzieci mi się przeziębiły przy ochłodzeniu) natknęłam się na informacje o żółtlicy. To zioło trochę "nie na temat", jednak mnie zainteresowało, a że mam zwyczaj "doktoryzować" ciekawe tematy, zaraz zajrzałam do zielnika z XVI wieku. Nic. Potem do XIX wiecznego. Nic. Na tapetę poszły "Rośliny lecznice" Ożarowskiego i Jaroniewskiego. Też nic. Dopiero dalsze zgłębianie tematu wyjaśniło tę pustkę. Żółtlica była do Europy
miodek
sprowadzona z Ameryki Południowej  w XIX wieku, i to do ogrodów botanicznych, skąd uciekła dopiero na początku XX wieku.
Strona Dr. Różańskiego podaje na jej temat wiele informacji. W związku z nowym  odkryciem i dostrzeżeniem przydatności owego zielska dla mojej rodziny odważyłam się zrobić miodek żółtlicowy, oraz winko, które jeszcze
winko
czeka na przefiltrowanie. Za wcześnie jednak, by stwierdzić na ile skutecznym jest lekiem. Na razie mogę jedynie ocenić smak mikstury - smakuje jak... zielenina z miodem i alkoholem. Da się spożyć.
Zimno ostatnich dni trochę przystopowało moje zapędy przetwórcze warzyw i owoców, ale podsunęło pomysł,
by zaopatrzyć się i przerobić trochę mięska. W szale przetwarzania zdołałam wczoraj upiec foremkę pasztetu, zrobić dzikie mnóstwo galaretki mięsnej, kiełbaski w słoiczkach, mięsa na zimno i jeszcze namoczyć groch, z którego powstało dziś siedem litrów pierwszorzędnej grochówki, która także znalazła się w słoikach, żeby było na "olaboga, jeść mi się chce". Czyżbyśmy mieli się spodziewać wczesnej i zimnej jesieni?...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz