niedziela, 30 sierpnia 2015

O co chodzi tym ciemniakom? MASZ DZIECI? - CZYTAJ!

Rodzice wołają "Ręce precz od naszych dzieci!"
O co chodzi? - o wychowanie seksualne.
- No przecież im się należy! Muszą wiedzieć skąd się biorą dzieci!
Niestety, ten kto myśli, że sprzeciw dotyczy uświadomienia, myli się. Sprzeciw dotyczy tego JAK DALEKO posuwa się owo uświadomienie.
Odważyłabym się, że sprzeciw dotyczy gwałtu dokonywanego na młodych umysłach i duszach.
Pozwolę sobie pomóc cytatem z "niezależnej.pl":
JEŻELI MASZ DZIECI (własne lub w rodzinie) - PRZECZYTAJ!
"Jak się przekonaliśmy tzw. polityka oraz edukacja antydyskryminacyjna ma w ideologicznej wizji służyć celom określonym przez tzw. teorię queer, tj. zaburzeniu seksualności, w szczególności młodego pokolenia, co ma prowadzić do szczęśliwego społecznie świata, w którym nie ma miejsca na stabilną kobiecość i męskość, ponieważ każdy płynnie i według uznania zmienia swoją „płeć” i seksualność.
  Wzorcowym przykładem takiej edukacji są dofinansowywane przez MEN „warsztaty antyhomo- i antytransfobiczne” autorstwa Marty Konarzewskiej, przedstawione w broszurze dostępnej TUTAJ
  Zwraca uwagę opakowanie treści służącej zaburzaniu seksualności w grubą warstwę relacji z zajęć poświęconych wieloaspektowej tolerancji (wobec Żydów, Cyganów, ubogich, niepełnosprawnych itp.) np. często obłudnie i instrumentalnie odwołującej się do katolickiej etyki.
W środku znajdujemy – już nie relację, ale szczegółowy scenariusz zajęć „anty-queerfobicznych” do przeprowadzenia w klasie. Każdy z uczniów wciela się w geja, lesbijkę bi- lub transseksualistę, „możliwie najdokładniej utożsamiając się ze swoją rolą”. Ma to rzekomo służyć temu, by uczestnicy zajęć „poczuli na własnym ciele ból wykluczenia”. Czy rzeczywiście? Na stronach „Krytyki Politycznej” autorka przedstawia się jako teoretyczka queer. Dlatego z pewnością zna i realizuje strategiczny cel teorii queer, tj. zaburzenie płci i seksualności . I temu właśnie służą jej warszaty.

Pisał o tym nie tylko Jacek Kochanowski, ale przede wszystkim twórczyni i światowa guru teorii queer, Judith Butler w książce „Uwikłani w płeć”.  Szukała ona drogi by przez „nienormatywne praktyki seksualne doprowadzić do destabilizacji płci”,  ściślej: płci kulturowej czyli genderu, bo jak przyznała, „płeć biologiczna wydaje się niepodważalna”. Jako przykład zaburzających seksualność praktyk Butler podaje przedstawienia drag queens i drag kings, rytuały transseksualistów występujących w przebraniach (wcieleniach) zaprzeczających (często podwójnie) ich płci biologicznej, jak w przypadku Conchity Wurst – mężczyzny udającego kobietę, ale z brodą.

Warsztaty antyhomo- oraz antytransfobiczne, podobnie jak przebieranki dzieci w osławionych równościowych przedszkolach są odpowiednikami przedstawień drag i służą zaburzaniu seksualności młodych ludzi. Nie u każdego to się uda, ale zostaje odwrócony zasadniczy cel i kierunek wychowania: zamiast stabilizowania poczucia płci i seksualności, mamy ich destabilizację. Autorki obu projektów zaprzeczają temu, ale bez wątpienia znają prace Butler i Kochanowskiego.

Podobnym celom służą działania wspieranych przez MEN grup edukatorów seksualnych „Ponton”: Edukatorzy są często zapraszani do szkół, zaś każdego lata ministerstwo zachęca na swoich stronach do korzystania z prowadzonego przez Ponton wakacyjnego telefonu zaufania, odpowiadającego na pytania związane z seksualnością. Jakich porad może oczekiwać młody człowiek, który tam zadzwoni? Pewnie takich, które znaleźć można na internetowych stronach Pontonu, np. instruktażowych informacji o seksie analnym. Począwszy od przekonujących, że to całkiem zwyczajna forma seksu, po szczegółowo instruujące:

Przed seksem warto oddać kał… [potem] umyć okolice odbytu ciepłą wodą i mydłem… By uniknąć bolesności, należy zadbać o komfort i rozluźnienie u biernego partnera/partnerki [co osiąga się] dłuższymi pieszczotami (grą wstępną), w tym pieszczotami odbytu… Można rozpocząć od penetracji odbytu palcem nawilżonym lubrykantem [a potem] spróbować penetracji penisem. W kwestii „zabawek analnych” dowiemy się, „by nie umieszczać w odbycie przedmiotów, które mogą pęknąć, złamać się czy rozkruszyć”, zaś „gdy jakiś przedmiot utknie w odbycie, … należy niezwłocznie udać się na pogotowie!”

Nauki Pontonu są zapowiedzią tego, co niemieckie dzieci i młodzież w niektórych landach i w niektórych szkołach  mają obowiązkowo. Wykorzystywany od kilku lat podręcznik prof. E. Tuider „Pedagogika seksualna róznorodności” proponuje dwunastolatkom lekcje o  o seksie analnym i oralnym, łykaniu spermy, „konstelacjach seksu grupowego” i „gang bangu” (po kolei z wieloma partnerami). Jedno z ćwiczeń polega na zaproponowaniu organizacji burdelu tak by zaspokajał potrzeby osób o różnych orientacjach seksualnych. Autorka stwierdza wprost, że celem tej owej „pedagogiki seksualnej różnorodności” jest „przezwyciężenie heteronormatywności naszego społeczeństwa.
We Francji minister oświaty informuje dyrektorów szkół, że każdy uczeń/uczennica ma wejść na tzw. lazurową stronę, by tam dowolnie określić sobie tożsamość i orientację seksualną, zaś ogłoszona przez niego karta laickości w szkole („La charte de la Laïcité a l’école”) głosi, że: Żaden uczeń nie może sprzeciwiać się, w imię swoich przekonań politycznych lub religijnych, prawu nauczyciela do realizacji jakiegokolwiek punktu z programu nauki… oraz że: Nikt nie może w imię swojej wiary odmówić posłuszeństwa zasadom obowiązującym w szkole republikańskiej. Zasady te przewidują naukę wszelkich rodzajów seksu tak jak w Niemczech (analny, grupowy etc.)
Lazurowa strona
Karta laickości
(linki oryginalne z artykułu - niestety tłumaczyć trzeba sobie samodzielnie)

W Niemczech obowiązek edukacyjny szkoły, postawiony już dawno temu przez niemieckie sądy (Bundesverwaltungsgericht) powyżej praw rodziców, przełożył się już na konkretne przypadki nie tylko grzywien, ale i kar więzienia odbywanych przez rodziców np. za to, że ich dziecko odmówiło udziału w lekcji ze szczegółowym instruktażem seksu lesbijskiego.

Taka edukacja jest pełni zgodna z wytycznymi zawartymi w „Standardach edukacji seksualnej WHO”, w których oprócz osławionych lekcji (o) masturbacji dla dzieci poniżej 4 lat znajdujemy konsekwentnie prowadzony przez wszystkie etapy edukacji wątek zaburzania postrzegania i odczuwania seksualności poprzez uczenie „szacunku dla różnych norm związanych z seksualnością”, a więc np. dla „miłości i związków osób tej samej płci i wynikających z nich różnych koncepcji rodziny, które młodzież ma traktować jako równoprawne wzorce.
Roztaczana przez Ireneusza Krzemińskiego wizja obiecywanego przez ideologię gender-queer „szczęśliwego społecznie świata” homo- i queer- seksualnej ludzkości nie jest teoretyczną konstrukcją. Potwierdzają ją badania amerykańskiego socjologa Marka Regnerusa, które pokazały, że u 29% dzieci wychowywanych przez ojców gejów pojawiały się zachowania nie-heteroseksualne, zaś u dzieci wychowywanych przez matki lesbijki liczba ta dochodziła do 39%. Należy sądzić, że owi rodzice nie wychowywali umyślnie do homo- czy queer-seksualności. Był to po prostu efekt ukazywanego im wzorca. Można oczekiwać, że przy długotrwałej i konsekwentnej pedagogice zaburzania seksualności można doprowadzić do społeczeństwa o dziesiątkach procent (dominującej większości?) osób o zaburzonej seksualności. „Przezwyciężanie heteronormatywności społeczeństwa” poprzez „destabilizację seksualności” jest celem realizowanym w praktyce tu i teraz. Dlatego do protestujących niemieckich rodziców kontrdemonstranci ze środowisk LGBTQ wołają: „wasze dzieci będą takie jak my”. To jest perspektywa i wyzwanie przed którymi stoją nie tylko niemieccy, ale i polscy rodzice. Czy biernie pogodzą się z taką przyszłością dla swoich dzieci?





3 komentarze:

  1. Świetny post, tylko jak z nim dotrzeć do jak największej liczy rodziców?? Ja dziś poruszyłam temat strajku na grillu i co usłyszałam, że potrzebna jest edukacja w szkole bo prawda jest taka, że rodzice nie umieją przekazać niektórych rzeczy lub wcale z nimi na te tematy nie rozmawiają. Ale zaraz zaraz różnica tkwi w tym w jakim stopniu chcemy dzieci edukować, czyli co? większość podchodzi do tego zbyt ogólnikowo i nie zna tematu, przykre ale prawdziwe. Ja jak na początku roku szukałam książki "Gendermania" Marka Czachorowskiego to w żadnej księgarni jej nie było, sprzedawcy tylko dziwne oczy robili co ja takiego wymyśliłam, a w pracy patrzyli na mnie jak na wariatkę co ja za książkę chcę kupić i na co, po wielkich bólach udało mi się kupić przez internet, ale uważam,że to celowe działanie, że takie książki są ciężko dostępne. A znajomi na słowo Gender często reagują śmiechem i twierdzą, że przesadzam to dlatego,że nie znają do końca znaczenia tego słowa i nie wiedzą jakie zagrożenie stwarza dla rodzin. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj.
    W ubiegły czwartek było o tym u Pospieszalskiego:
    http://vod.tvp.pl/audycje/publicystyka/jan-pospieszalski-blizej/wideo/27082015/21144482
    Ręce opadają.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dopisek.
    Oglądałem to na żywo,teraz przejrzałem z linkowanego nagrania.Trzeba uzbroić się w cierpliwość,wszędobylskie reklamy,niestety.

    OdpowiedzUsuń