środa, 16 lipca 2014

gdzie jestem?

Zniknęłam ostatnio ze strefy blogowej, bo zajęć dokoła bez liku.
W ogrodzie po udanym zbiorze truskawek i obfitym wysypie poziomek nareszcie wyrosły pomidory. Długo nie mogły się zdecydować, czy chcą zawsze już być malutkie, czy jednak urosną. Zwyciężyła druga opcja i obecnie kwitną dorodnie.
W tym roku, po raz pierwszy od wielu lat nastąpił niewyobrażalny wysyp wiśni i czereśni. Po ubiegłorocznych pojedynczych owockach na drzewie, przeżywamy pozytywny szok.
Tyle dzieje się w moim maleńkim ogrodzie.
Równocześnie z nastaniem wakacji dokonaliśmy przeprowadzenia Babci. Nie wyszło co prawda tak, jak chcieliśmy kiedyś, by Babcia mieszkała z nami, ale będzie w pobliżu, zaledwie kilka minut drogi od naszego domku. Utonęliśmy więc w pracach remontowych, by dostosować wynajęte przez Babcię mieszkanie do stanu używalności przez białego człowieka.
Oszczędzając fundusze, wiele z prac wykonujemy sami.
Własnoręcznie wymalowałam jeden z pokoi, kuchnię i łazienkę, bo na człowieka umówionego do reszty mieszkania trzeba zaczekać - ma swoje terminy.
Zanim przystąpiliśmy do upiększania lokum, trzeba było zerwać stare wykładziny w stanie agonalnym, w tym w kuchni cztery warstwy, nim dotarliśmy do warstwy przyklejonej bezpowrotnie, za to stabilnie i nadającej się na podkład dla nowej okładziny.
Znaleźliśmy też cudo cudaśnie, a mianowicie... tapety zmywalne naklejone na kafelki w łazience. Widząc za pierwszym razem owe tapety, szykowaliśmy się do kolejnego tapetowania, jednak po zdjęciu starej zniszczonej, okazało się, że kafelki wystarczy... umyć. Proces był dość żmudny, bo klej do tapet winylowych, nie woda, jednak efekt wyszedł doskonały.
Najdłużej walczyliśmy ze zdejmowaniem tapet winylowych, udających korek, w kuchni. Uparte to tworzywo składało się z wierzchniej "plastikowej" warstwy (nienamaczalnej), pod którą znajdowała się cienka warstwa jakiejś pianki nadającej całości strukturę korka. Ta warstwa także nie dawała się namoczyć. Dopiero pod nią był pozwalający się namoczyć papier. W życiu nie spotkałam się z tworzywem, tak opornym na ściąganie. Okazało się, że i w kuchni mamy pod tapetą kafelki, a odświeżenia wymagają jedynie ściany powyżej nich.
Po zdjęciu tego utrapienia, na ścianach, na życzenie Babci zrobiłam "tynk strukturalny", którego skład pozostanie moją tajemnicą. Efekt wyszedł świetny. (zdjęcia wkrótce)
Z Archaniołem moim kochanym ułożylismy też Babci podłogę panelową w wymalowanym przeze mnie pokoju, Przed nami jeszcze jedna taka praca i układanie wykładziny w kuchni i dużym pokoju.
Nie nudzimy się.
Tak więc, moje zniknięcie, ma uzasadnienie w wykonywanej pracy. Zbliża się koniec remontu, jest szansa, że powrócę do blogowania...

2 komentarze:

  1. No to pracy macie sporo ...U mnie będzie później też remont z tym, że skromniejszy...

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj, cieszę się że mnie juz nie czeka darcie tapet - chociaż remont wewnątrz domku mnie nie ominie, zaczynamy za nico ponad miesiąc, wspólnymi siłami wraz z córką (chłop musi zostać przy zwierzynie).

    OdpowiedzUsuń