poniedziałek, 17 marca 2014

Co by tu...



marzenie z dzieciństwa
Czas przemyka niepostrzeżenie zgubiony na liczeniu, sprawdzaniu, zestawianiu...
Pogoda w ostatnim czasie nie nastraja ani do spacerów, ani do obserwacji, ani żadnych działań ogrodniczych.
Szycie też poszło w kąt, poza jednym "kozim" wybrykiem. Pomysłów mi nie brakuje, ale z czasem (albo z jego organizacją) krucho.
W domu rozgrzebane jakieś przestawianie mebli i przygotowania do wiosennych remontów. Przy okazji okazało się, że przełożenie paru tysięcy książek  jest wielkim wyzwaniem i tytaniczną pracą.
Wyjęcie książek z półek to pesteczka, ale kiedy przychodzi do ich układania z zachowaniem dawnego układu z lekkimi poprawkami - zaczyna się przygoda. W tym jednym przypadku cieszę się, że w pewnym momencie ograniczyliśmy ich kupowanie, z braku miejsca.
W planie (dalekosiężnym) jest zrobienie większej ilości półek przy ostatnich niezabudowanych ścianach korytarza na piętrze.
To byłby właściwy rozmiar spiżarni dla mojej rodziny
Trwa zbieranie butelek po napojach, na wertykalne grządki o których pisałam jakiś czas temu.
Coraz krótsze wieczory zajmujemy sobie planami gospodarczo - przetwórczymi na najbliższe lato. Niewielka ilość przetworów, która znalazła się w naszej spiżarni ostatniej jesieni zaostrzyła nasze apetyty na własne wyroby, na kolejny rok. Biorąc pod uwagę niewielkie rozmiary naszego ogrodu i mikrą pojemność spiżarni, czasami zastanawiamy się co by tu jeszcze posadzić, posiać, przetworzyć i co by tu jeszcze wstawić (i gdzie), żeby zwiększyć powierzchnię półek na słoiki.

Jednym słowem, czas mija na kombinowaniu "co by tu..."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz