czwartek, 7 listopada 2013

Jesienna zaduma

Zupełnie nie idzie mi ostatnio pisanie.
Pogoda nie nastraja optymistycznie. Mżawki, deszcze, ulewy przeplatane pochmurnymi dniami oraz wczesny zmrok nastrajają raczej do snu zimowego niż do działania.
Znów nie ma Tytusa - tym razem już od 13 dni.
Po jego ostatniej eskapadzie wiem, że nie ma sensu szukanie go - kosztuje mnie tylko mnóstwo nerwów i siły, a efektów nie daje żadnych.
W dodatku, gdzie się obrócić ludzka nieżyczliwość, próżność, pycha i głupota.
Od lat jesteśmy rodziną zastępczą dla jednego z naszych dzieci, co na początku drogi wiązało się z załatwianiem mnóstwa formalności, zaświadczeń, rozmów, kursów. Podjęliśmy się i przebrnęli przez ten busz, a teraz "jedynie" raz na pół roku mamy do czynienia z urzędniczką, która naszego dziecka, a właściwie nas, dogląda.
Doroczne wizytacje zagęściły się po kilku aferach ze złym traktowaniem dzieci w rodzinach zastępczych, o których głośno było swego czasu w mediach. Nawiasem mówiąc, według mnie, nic to nie zmieniło. Pani dziecka na oczy nie widzi. Gdyby w jakiejś rodzinie dziecku działa się krzywda - i tak nikt się o tym nie dowie, za to państwowa instytucja wykaże się intensywną sprawozdawczością z przeprowadzonych wywiadów rodzinnych.
Znów zostaje uzasadnione istnienie kolejnego urzędniczego stanowiska.
Ostatnio dowiedziałam się, że brakuje pani w naszej dokumentacji zaświadczenia o odbytym szkoleniu dla rodzin zastępczych przez Archanioła. Moje zdziwienie i sugestię, że wszystko było dostarczone (inaczej w przeszłości nic byśmy nie załatwili) skwitowała krótkim stwierdzeniem, że zaświadczenie być musi i mam je dostarczyć. A jak nie, to co? Zabierze mi dziecko po latach przebywania z nami, dla którego jesteśmy jedynymi rodzicami jakich zna? Napisze nam niepochlebną opinię do sądu rodzinnego? Z braku zaświadczenia Archanioł nagle nie będzie potrafił być ojcem? Będzie się musiał szkolić na nowo?
A na jakie szkolenia jeżdżą rodzice, którzy maja swoje własne dzieci?
Jestem genialna!
Właśnie odkryłam nowe źródło finansowania tego państwa [czytaj - zastępów urzędników]: obowiązkowe, najlepiej płatne, szkolenia dla małżeństw, które chcą mieć/mają dzieci. Koniecznie z kursem uaktualniającym po urodzeniu każdego kolejnego potomka...
Co pół roku pani przynosi na wizytację te same formularze, za każdym razem pyta o nasze nazwiska, daty urodzenia (!), zadaje te same pytania. Maskując bezosobowe urzędnicze podejście lekkim uśmiechem, daje rady, jak, kiedy i skąd dziecko, gdy dorośnie będzie mogło się starać o zasiłki, zapomogi i państwowy grosz.
Ostatnio wyraziła się nawet, że takich dobrych warunków, na starcie w dorosłość, nawet jej własne dziecko nie będzie miało. (Nawiasem mówiąc, wcale nie jest tak wspaniale, jak pani sugerowała).
Zgubiła gdzieś rozeznanie, co jest w życiu ważne.
Aż język świerzbił doradzić, żeby oddała swoje dzieci do domu dziecka, wtedy będą miały zapewniony wspaniały start.
Zgryźliwość się we mnie odzywa i rozczarowanie ludzką naturą.
Rozumiem, że kasa państwowa staje się substytutem opieki rodzicielskiej, ale dokąd dojdziemy, jeżeli na początku dorosłości nauczymy młodych ludzi wyciągać rękę po pieniądze?
Jak obudzić w młodzieży pracowitość i ambicje, skoro uczy się ich o tym, co im się należy, a tak mało mówi o tym, że na wszystko trzeba zapracować?
Czy jestem złą matką, jeżeli uczę dziecko, że nic z nieba nie spada?
Pamiętam jakim zdziwieniem dla dzieci było, gdy powiedzieliśmy im, że nie można sobie tak po prostu iść do bankomatu i wziąć tyle pieniędzy ile się chce. To na pewno dla malucha jest trudne - zrozumieć skąd biorą się pieniądze, które wypłacamy.
Ale czy to powód, by uczyć dorosłych traktować kasę państwową jak czarodziejski bankomat?
Naprawdę, ta jesienna, nostalgiczna pogoda i świat dokoła nie nastrajają radośnie...

8 komentarzy:

  1. Świat staje się coraz bardziej skomplikowany dzięki tym, co siedzą na samej górze...

    OdpowiedzUsuń
  2. To istoty z innego świata.
    Też macie czasami wrażenie, że wkradło między nas jakieś obce plemię?

    OdpowiedzUsuń
  3. Ziemia kolebka ludzkosci - Ciolkowski

    Ciolkowski - pionier wspolczesnej astronautyki, z przelomu XIX i XX wieku, przepowiadal, ze ziemia jest kolebka ludzkosci, konsekwentnie ludzkosc kiedys kolebke opusci. Ostatnio media donosza, ze poza ziemia we wszechwiecie istnieja miliardy planet zdatnych do zaludnienia. W takim oto momencie wladze rzadowe, jak swiat dlugi i szeroki, zaczynaja troszczyc sie o dobro dzieci przy pomocy ograniczania wladzy rodzicielskiej. W skrocie, tu nie chodzi o dobro dziecka a jedynie o depopulacje swiata. Zaczyna sie od tego, ze niektore kolebki od poczatku sa puste. I to nie z tych beda wywodzic sie nowi osiedlency wszechswiata. Znamienne czasy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tam na razie bardziej dostrzegam realizowanie interesów sąsiadów ze wschodu i zachodu...

      Usuń
  4. zgadzam się z ostatnią wypowiedzą Archanioła... niestety każdy bardziej rozeznany politycznie człowiek to widzi....
    co do dzieci z domu dziecka ...wiem z opowiadań mężą jak wyglada taka opieka .... przychodzi kurator do domu [ mąż miał 2 chłopcow z Domu dziecka, adoptował je.... ale starszy w wieku dorastania wszedł w narkotyki.... nie pomagały ani Monary ani wszystkie inne instytucje.... i pyta...Marek jak tam w szkole?
    no niespecjalnie odpowiada marek
    a poprawisz sie pyta kirator
    jasne że tak....odpowiada Marek

    i kurator do mężą: widzi pan...tak trzeba z dzieckiem rozmawiac...
    a Marek wychodząc z pokoju pokazał kuratorowi "paluszek " :)
    ale statystyka była....
    a Marek w wieku 18 lat powiesił sie .....
    http://leptir-visanna6.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gena nie wydłubiesz... Wychowywać można próbować - z różnym skutkiem, raz lepszym, raz gorszym. Kot wychowany przez psa nabierze pewnych psich cech, ale dalej będzie miałczał i ganiał myszy...

      Usuń
  5. gorzkie te rozwazania, ale jakze prawdziwe, w kazdym panstwie idzie to w jakims absurdalnym kierunku. I jak slusznie ktos zauwazyl, dobro dziecka nie ma tu nic do rzeczy, bo tak naprawde te instytucje maja je w glebokim.... powazaniu ): pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Schody zaczynają się, gdy dziecię dorasta. Ale o tym już było wcześniej...
      Instytucje mają właściwie założenia, jednak ludzie w nich pracujący tylko tam uczęszczają - najważniejszy jest dupochron i statystyka, reszta to tylko przykry obowiązek, Na palcach można policzyć ludzi, którym się chce i zależy.

      Usuń