niedziela, 30 września 2012

Długie wieczory

Jeszcze niedawno wieczorami można było posiedzieć w ogrodzie, wyjść na spacer lub wybrać się na przejażdżkę rowerową. Teraz wszyscy zbierają się w jadalni. Kiedyś w telewizji bywały wartościowe filmy. Teraz nie znajduję programów wartych obejrzenia, a różnego rodzaju teledurnieje i kabarety obrażają albo moją inteligencję, albo moralność, albo wartości, które szanuję, albo wszystko razem. Szybko nadchodzący zachód słońca i ciemność wieczoru sprzyja też różnorakim refleksjom i wspomnieniom. Jeszcze miesiąc dzieli nas od Dnia Zadusznych, co nie przeszkadza już dziś wspominać nie tylko bliskich, którzy odeszli, ale tych dzięki którym żyjemy, mówimy po polsku i żyjemy we własnym kraju.
To dobry czas żeby dzieciom mówić o wielkości i dumie ludzi tu żyjących, bez zważania na to, że wokół nas jest wielu takich, którzy chcieliby abyśmy o własnej historii zapomnieli.
To dobry czas by obejrzeć "Pana Tadeusza", albo "Nad Niemnem", zresztą repertuar jest bogaty.
To czas przypominania o odradzaniu się Polski po latach niebytu. To pieśni "Pierwsza brygada" i "Szara piechota", ale też "Przybyli ułani pod okienko".
Szkoły już dawno zaniechały wychowania muzycznego. No właśnie: wychowania.
Bo jedną piosenką można zdziałać więcej niż setką wykładów.
Odszukaliśmy dziś na mapie groby powstańców śląskich, żołnierzy obu wojen, harcerzy. Będziemy te groby odwiedzać. Nie mamy dziadków, którzy pamiętają i mogliby opowiedzieć. Sami musimy pokazać dzieciom historię, by nie stali się "nikim" - bez przeszłości i przyszłości.
Nasze dzieci coraz mniej wiedzą o dziejach swojego państwa i narodu, z których powinny być dumne.
Naprawmy to!


 I jeszcze króciutkie opowiadanie z własnego podwórka.
Przed II WŚ jeden ze stryjów, stacjonujący ze swoją jednostką w na Śląsku brał udział - po żniwach, a jakże - w manewrach i ćwiczeniach jesiennych. Między innymi przeprowadzano ćwiczenia strzelania z moździerza. Coś tam panom oficerom źle wyliczenia wyszły, lub też żołnierzom się pomyliło, dość, że pocisk poleciał nie tam, gdzie miał i "musnął" elewację jednej z kamienic pobliskie (jeszcze wtedy) wsi. Epizod zakończył się wizytą u właściciela, przeprosinami, zadośćuczynieniem. Minęło kilka lat, wybuchła wojna. Potem i wojna minęła. Mój tato został kiedyś zaproszony przez kolegę ze studiów do domu jego narzeczonej, by tejże narzeczonej siostrę poznać.
Poznał, a jakże, ze skutkiem ślubnym. Na ślub przyjechali oczywiście bracia taty. Jakież było zdziwienie, gdy jeden ze stryjów przywitał się z ojcem panny młodej, a moim dziadkiem, jak ze starym znajomym. Onże to brał udział w przedwojennych manewrach, których skutkiem było uszkodzenie kamienicy dziadka. Tak to stryj, niechcący, "ustrzeli" dom z narzeczoną dla swojego brata.
Dobranoc.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz