wtorek, 22 maja 2012

Chleb dla pana "M"

Pogoda znów się odmieniła i po długo trwających "zimnych ogrodnikach"  grzeje nas słoneczko. Na odmianę w ogrodach zrobiło się bardzo sucho. Pogodynki obiecują burze, ale na razie chmury tylko robią próby zbierania się przed deszczem, a potem pozwalają się rozwiać wiatrowi. W sobotnie popołudnie w ogrodzie odbyła się próba odpalenia dziwnego wynalazku robiącego karierę w Ameryce i w wielu innych częściach świata, a mogącego służyć za kuchenkę, grill, piec CO, itd. Chodzi o mniejsze i dokładniejsze niż w innych piecach spalanie drewna i maksymalne wykorzystanie uzyskanego ciepła. W naszych planach będzie to grill ogrodowy, a potem się zobaczy. Cudownego zapachu spalanego drewna (bez dymu) towarzyszącego sobotniej próbie nic nie jest w stanie oddać.
Przy ładnej pogodzie częściej i chętniej wychodzimy z domu, dlatego łatwiej jest też spotkać ludzi zamieszkałych w najbliższej okolicy. Ja w takie dni zwracam uwagę na pewnego pana "M". Dawno temu pan M miał ogromne ogrodnictwo otoczone przez łąki, na których jeszcze w moim dzieciństwie pasły się kozy. Potem nastąpił gwałtowny rozwój miasta, zaczęto budować bloki dla tych, którzy przyjechali do pracy w rozwijającym się przemyśle. Najpierw zniknęły łąki, a potem ogrodnictwo pana M. Wybudowane bloki przygniotły i stłamsiły jego skurczone gospodarstwo tak bardzo, że dom stoi wciśnięty pomiędzy nimi jak wystraszona kurka. Z najbliższego bloku można zrzucić na dach tego domu dowolny przedmiot, co też działo się przed laty - dominowały śmieci, czasami zapalone... Całe życie w tym małym "gospodarstwie" zamieszkiwały kury - są tam do dziś. Ogrodzone szczelnym płotem, ściśnięte na skrawku ziemi. Ich właściciela można zobaczyć jak każdego dnia objeżdża rowerem okoliczne osiedle i odbiera od umówionych osób suchy chleb. Ten chleb już wzgardzony, który u wielu ludzi ląduje po prostu w śmietniku, staje się karmą dla kurek. A pan M przez wielu uznawany za dziwaka jest dla mnie symbolem zaginionej swobody i stłamszonej przestrzeni, szacunku do pracy i chleba. Życia w otoczeniu ludzi znających się i wychowujących dzieci na porządnych ludzi. Życia w którym nie było miejsca na anonimową bezkarność i źle rozumianą swobodę. Świat, w którym wiadomo było kto jest kim i czego się po nim spodziewać. Ten świat został stłamszony przez anonimową masę ludzi przybyłych z różnych stron kraju. To anonimowość pozwalała zasypywać zrośnięty z tą ziemią dom śmieciami i niszczyć dorobek człowieka pracującego od lat na piękno świata. Na obcej ziemi w poczuciu anonimowości stajemy się kąkolem wydartym z korzeniami. Przez kilka pokoleń nie potrafimy wrosnąć, ale niszczymy to, co zastaliśmy. Niszczymy i pogardzamy - bo obce, bo nie nasze. Polska pełna jest blokowych osiedli, pomiędzy którymi przycupnęły domy stojące tam od lat. Często jesteśmy jak rozsypane puzzle wyjęte ze swoich miejsc. Długo potrwa zanim przybysze uznają nowe miejsce za swoje. Długo potrwa zanim przybyli będą uznani za swoich...
Najważniejsze jednak, by nie zapominać, że wszędzie mamy pracować na dobro i piękno ziemi, którą zamieszkujemy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz